Witam!
Mam taki sam problem. Moje Probe to II 2.0 '93. W dniu zakupu (pierwsze dni maja 2008) było ciepło i słonecznie.
też zapalił rano ładnie, nie było dymu ani nic niepokojącego, więc go kupiłem. Po tygodniu zrobiło się chłodno i deszczowo. Z rana (po kilku, kilkunastu godzinach stania) auto strasznie dymiło - było tak kilkanaście dni, więc w końcu auto odstawiłem. Jednak po paru tygodniach znów było cieplej i dymienie ustało. Przestałem się przejmować i dalej jeździłem. O żadnej naprawie już nie myślałem, bo i tak nie miałem już czasu - musiałem wyjechać na kilka miesięcy. Po powrocie (była już zaawansowana jesień - znów ranki chłodne i wilgotne - listopad) znów zacząłem jeździć samochodem, jednak dymienie powróciło i to ze zwielokrotnioną siłą. Po prostu za samochodem nic nie widać... Dym jest jasny (zupełnie jakby to była głowica), ale wyraźnie czuję olej spalony. Z resztą po chwili ten zapach wdziera się do wnętrza auta i już nikt nie ma wątpliwości - zapach jak z dwusuwa (czyli olej). Po minucie z hakiem dymienie zaczyna powoli ustępować, pod warunkiem, że auto ciągle stoi. Jeżeli się ruszy od razu to dymienie trwa nawet 10 min (kilka kilometrów), co praktycznie uniemożliwia eksploatację auta w mieście.
Płynu chłodniczego nie ubywało, oleju za to po litr na tysiąc km. A do tego doszedł paskudny dźwięk stukających zaworów ( gorzej niż w polonezie).
Poczytałem Wasze wypowiedzi na ten temat i pojeździłem po warsztatach. Opinie były podzielone - jedni twierdzili, że uszczelka albo w ogóle głowica, a w efekcie zaczęły stukać zawory, inni, że uszczelniacze zaworowe, a zawory przy okazji. Pewien gość (strasznie pewny siebie) podszedł do auta dosłownie pomacał silnik, złapał za przewody z chłodnicy i oświadczył, że to z całą pewnością uszczelka pod głowicą( gość z serwisu mazdy w wawie). Był na tyle pewny siebie, że właściwie uwierzyłem. Na szczęście jednak popytałem jeszcze i się dowiedziałem, że w tym aucie przewody takie muszą być, a poza tym płynu nie ubywało i nie dostawał mi się do oleju. Jeden gość nawet stwierdził, że to już cały silnik na remont generalny... i teraz się zastanawiam czy nie miał racji...więc powiem co zrobiłem:
Ze względu na takie rozbieżności nie zaufałem, żadnemu z tych "mechaników" i silnik rozebraliśmy u znajomego. Spostrzeżenia:
1) Zawory były faktycznie do wymiany ( ogromne luzy na prowadnicach, trzonki wyrobione i praktycznie nie było już uszczelniaczy).
2) Głowica za to nie pęknięta i brak śladów przedmuchów na uszczelce.
3) Wewnątrz cylindrów czarno... i ryski na poziomie dziesiątych części milimetra, ledwo wyczuwalne paznokciem (gołym okiem trudno dostrzec), po przeciwnych stronach cylindra - tj kilka od przodu silnika i kilka od tyłu. Takie same, wzdłuż tworzących cylindrów, we wszystkich czterech cylindrach... Nie mamy pojęcia skąd się wzięły ani jakie jest ich znaczenie dla pracy silnika.
4) Pierścienie nie najgorsze.
Wykonane naprawy:
1) Głowica ( zawory wszystkie 16 tj. prowadnice, popychacze, uszczelniacze, planowanie, oczywiście nowe uszczelki)
2) Jeden uszczelniacz na wale
3) Przy okazji rozrząd
4) świece
5) przewody WN
6) wszystkie paski, płyny, oleje
7) silnik przepłukany ( naprawdę czysty, a nie taki czarny jak zaraz po zakupie)

pompa wspomagania (było słychać jej łożysko)
Wszystkie części (za wyjątkiem przewodów WN, których nie mogłem dostać lepszych firm) dobrej jakości, markowe.
Auto po złożeniu miało problem z zapaleniem (długo kręcił) i strzeliło w katalizatorze (może od tego kręcenia zebrało się tam benzyny, a olej już pewnie był po tym kopceniu..sporo oleju..). W efekcie trzeba było wyjąć katalizator i wysypać popękana ceramikę. Po tym już odpalił, trochę głupio brzmi przez ten katalizator, ale jeździ - probe dojechał do domu wczoraj "o własnych siłach".
Dziś rano ( jest chłodno, leży śnieg, spora wilgotność ) odpaliłem go i dym znowu leci - tak samo jak przedtem, jedynie zawory są spokojne już...
Jestem załamany, wydałem sporo pieniędzy( same części ponad 3k pln, nie licząc drogich usług "fachowców") a efektu nie ma - nie mogę tak jeździć. Proszę o pomoc i rady z zakresu:
1) co dalej począć z dymieniem ( Fachowcy, czy tez jaki ich zwą "mechanicy" ręce rozkładają...)
2) czy katalizator może być przyczyną nierównej pracy na wolnych obrotach?
3) czy poprzedni właściciel mógł czegoś dolać, albo chwilowo zmodyfikować, żeby auto nie kopciło i nie klepało zaworami?
4) czy to możliwe żeby nie dało się zregenerować pompy wspomagania( przecież to zwykłe łożysko - rozebrałem pompę już po zakupie nowej i widzę, że to znajomo wyglądające łożysko toczne ( po oznaczeniu) firmy NSK? Musiałem kupić nową...bo nie chcieli regenerować...
5) Sprzedawca twierdził, że wszystko w aucie jest w porządku, że jeździła nim jego żona, więc jest zadbany i inne takie pierdoły...Ale się dałem nabrać...Wiem już, że kupiłem auto od oszusta... czy jest jakiś dobry sposób żeby się "rozliczyć" z nieuczciwym sprzedawcą?
Dziękuje wszystkim z góry za odpowiedzi, przepraszam za przydługi post. Pozdrawiam.